przez laporteki » Pn, 13 mar 2006, 21:36
Dzis bylo to posiedzenie pojednawcze...
w ogole strasznie stresujace bylo dla mnie juz siedzenie pod sala rozpraw jak obok siedziala sasiadka z mezem i jakas kobieta. Gadali glosno, smiali sie. Ale byl ze mna chlopak wiec sie trzymalam jakos.
Sedzina byla mloda kobieta, kolo 30-tki.
Na poczatku sedzina wytlumaczyla po co jest to posiedzenie pojednawcze, jak sie moze skonczyc itd i zapytala mnie czy chce sie pojednac z sasiadka. I od razu spojrzala na sasiadke i powiedziala ze moze najpierw niech ona sie wypowie.
Sasiadka zaczela gadac ze jest oburzona i obrazona moim pozwem, ze ją oczernilam w nim, twierdzac ze ona uzywa slow "k..a" w stosunku do mnie. W ogole zachowywala sie bardzo chaotycznie. Zaczela sie sprzeczac z sedzina bo nie chciala powiedziec czy chce sie ze mna pojednac tylko gadala ze to nie prawda ze ona przeklina. Chwile pozniej powiedziala ze ona jest starsza a ja mlodziutka, ze ona duzo przeszla w zyciu i zdarza sie jej w domu klnąć. Sedzina w koncu wychylila sie zza swojego stołu i troche podniesionym glosem powiedziala sasiadce zeby odpowiedziala na pytanie. Gdy sasiadka powiedziala ze nie moze sie pojednac bo ma jeszcze duzo do powiedzenia na moj temat, sedzina zaczela mowic jej zeby sie zastanowila bo w dowodach jest zlozone nagranie, poza tym jesli zostanie skazana to bedzie to miala w papierach. Ze kolejne spotkanie bedzie jak normalny proces karny, z przesluchaniami, dowodami. Ze moze zostac skazana, ale tez uniewinniona.
W koncu sie odezwalam, powiedzialam ze to na czym mi najbardziej zalezy to spokoj, zebym mogla bez strachu wyjsc z wlasnego domu, nic wiecej nie chce.
Sedzina powiedziala wtedy ze mozna tez isc do mediatora, zaczela tlumaczyc na czym to polega. Sasiadka chyba jak uslyszala ze jest nagranie to troche sie przestraszyla bo powiedziala ze zgadza sie na ta mediacje. I dodala ze "powinnam przeczytac regulamin bo o 2 w nocy u mnie sa halasy, ze sprowadzam facetow w nocy"- ja nie wiem co ona z tymi facetami. Nie wytrzymalam i sie poplalakalam, rece mi sie trzesly strasznie.
Gadala jeszcze ze moj chlopak ja napadl ale sedzina jej powiedziala ze to nie jest przedmiotem sprawy. No to sasiadka powiedziala ze w ostatnim zdaniu pozwu napisalam o zdarzeniu z chlopakiem (zrobilam to bo tylko wtedy Przemek byl swiadkiem zachowania sasiadki) ale sedzina powiedziala jej zeby mnie nie obarczala odpowiedzialnoscia za innych.
Tak na marginesie, skoro Przemek ją napadł to dlaczego nie zgłosiła tego na policję? Bo pewnie zapytaliby się ją czy Przemek rzucił się na nią ot tak, i musiałaby powiedzieć że chciała uderzyć go w twarz więc się zasłonił ręką. I nie napadł jej.
W sumie wszystko trwalo moze 15 minut ale bylam tak spieta ze patrzylam sie w okno ciagle i malo sie odzywalam. Glownie sasiadka sie klocila z sedzina. Ale w koncu zapytalam czy moge cos powiedziec i powiedzialam ze nie widze sensu tej mediacji bo sasiadka w ogole nie czuje sie winna, uwaza ze jestesmy w sadzie zebym to ja zrozumiala swoj blad a ja po tylu latach zasluguje przynajmniej na slowo "przepraszam". Bylo mi ciezko isc z tym do sadu ale zrobilam ten krok i nie moge sie wycofac.
No i sedzina to kazala zaprotokołować. Potem wyznaczyla kolejny termin na 14 kwietnia i powiedziała żeby stawili się moi świadkowie. Sąsiadka się wtrąciła że ona ma swoich świadków ale sędzina nie chciała żeby oni też byli na tej pierwszej sprawie. Ale sąsiadka się uparła i jej świadkowie też będą.
---
Staram się patrzeć na to logicznie- sprawa dotyczy tego że sąsiadka mnie znieważa. Ja muszę udowodnić że tak jest, sąsiadka powinna udowodnić że tak nie jest. Domyślam się że świadkowie sąsiadki powiedzą że jestem niemoralna bo mieszkam z chłopakiem bez ślubu, poza tym hałasuję itd. To bzdura ale chodzi mi o coś innego: nawet jeśli ona przedstawi świadków którzy potwierdzą słowa sąsiadki to chyba nie powinno to mieć znaczenia dla sedna sprawy.
Wiem że dużo napisałam. Z jednej strony ciągle się boję ale z drugiej, czuję że mam rację i szansę wygrać. Ale i tak się boję.