Pomijając moje, kiedyś opisywane na tym forum, "przygody" z pewnym komornikiem egzekwującym ode mnie nie mój dług polecam lekturę
raportu Polityki.
Wklejam niżej ku przestrodze ;)
Egzekutorzy - Bianka Mikołajewska
Komorników nikt nie lubi. Dłużnicy ze zrozumiałych względów, wierzyciele bo według nich komornik zawsze nie dość stara się odzyskać ich pieniądze, opinia publiczna bo ona zawsze trzyma ze słabszymi. Ale i sami komornicy nie dają powodów do sympatii. Co szósty z nich został ukarany przez komisję dyscyplinarną. A interweniuje ona tylko w najbardziej drastycznych przypadkach. Rzadko który publiczny zawód pełniony jest tak niefrasobliwie.
Komornik to jest taki gość, który przychodzi i mówi, że to nieładnie nie oddawać długów, i aż się prosi, by dostać w ryj. I rzeczywiście to niebezpieczeństwo jest wkalkulowane w naszą pracę mawia Tomasz Kinastowski, rzecznik Rady Izby Komorniczej we Wrocławiu. Egzekucjom towarzyszą ogromne emocje, dłużnikom często puszczają nerwy. Komornik, który zawitał do pewnej rodziny z Kalisza, został oblany kwaśnym mlekiem. Towarzyszącego mu policjanta ktoś z domowników kopnął w nogę tak, że stróż prawa ze skomplikowanym złamaniem trafił do szpitala. Emerytowany podpułkownik WP z Wrocławia, którego komornik miał eksmitować z mieszkania, oblał benzyną klatkę schodową, mieszkanie, a na koniec także siebie.
Żywcem mnie nie weźmiecie zakomunikował komornikowi i policji. Groźba podpalenia dobytku to chyba zresztą najczęściej stosowany oręż przeciwko komornikowi.
Zamierzają go użyć także Władysława i Lech Solarkowie z Gwdy Wielkiej koło Szczecinka. Przygotowali już kanister z benzyną, by podpalić dom, gdy komornik przyjdzie ich z niego eksmitować. Nie spłacili kredytu 75 tys. zł wziętego na uruchomienie produkcji makaronu. Na licytacji ich dom z 8 ha ziemi i budynkiem gospodarczym (nagrodzonym kiedyś za zajęcie drugiego miejsca w konkursie Piękna Wieś) został sprzedany za niewiele ponad 100 tys. zł. Połowa poszła na wynagrodzenie komornika i koszty egzekucyjne, 40 proc. zabrały ZUS i urząd skarbowy, a bank dostał resztę. Dziś ich dług z odsetkami sięga 220 tys. zł. Komornik wzywa do opuszczenia gospodarstwa. Ono jest naszym jedynym źródłem utrzymania. Puścimy je z dymem, a nie oddamy zapewniają Solarkowie.
W walkę z komornikami angażują się często rozmaite społeczne komitety. Swego czasu głośne były tzw. zapory działaczy PPS pod przywództwem Piotra Ikonowicza, uniemożliwiające komornikom dostęp do mieszkań ludzi, którzy mieli być eksmitowani. Rozgłos zyskały także akcje Andrzeja Leppera przeciwko eksmisjom kupców z nielegalnych targowisk. Przed egzekucją zamierzali bronić swojej parafii mieszkańcy Dalikowa. Komornik miał zlicytować jej majątek, by wypłacić odszkodowanie dziewczynce, która uległa wypadkowi na podległym kościołowi cmentarzu. Ale właśnie odstąpił od egzekucji.
Każdy, kto staje na drodze komornikowi, musi liczyć się z poważnymi konsekwencjami. Za zmuszanie komornika przemocą lub groźbą do zaniechania działań grozi do 3 lat więzienia. Komornik jest bowiem w myśl prawa funkcjonariuszem publicznym prowadzącym działalność na własny rachunek. Upraszczając: podczas czynności egzekucyjnych reprezentuje państwo, ale utrzymuje się z tego, co sam zarobi.
Złote góry
Komornicy działają w rewirach utworzonych przy sądach rejonowych. Obecnie w całej Polsce jest ich 586. Komornikiem może zostać osoba nieskazitelnego charakteru, posiadająca obywatelstwo polskie, po studiach prawniczych lub administracyjnych, dwuletniej aplikacji w kancelarii komornika oraz zdanym egzaminie komorniczym.
Odkąd na egzekucjach można zarobić duże pieniądze, środowisko komorników zaczęło zamykać się na ludzi z zewnątrz (podobnie jak notariusze i adwokaci). Najłatwiej dostać się do zawodu członkom rodzin komorników i sędziów. Bez układów trudno znaleźć kogoś, kto przyjmie cię na aplikację. Nawet jak już ją zrobisz i zdasz egzamin nie otworzysz własnej kancelarii, dopóki nie zwolni się miejsce albo sąd nie utworzy nowego rewiru. A nie utworzy, dopóki izba komornicza nie wyrazi zgody. Tak koło się zamyka mówi asesor komorniczy zatrudniony w jednej z warszawskich kancelarii (asesor ma wszystko, czego potrzeba, by być komornikiem, z wyjątkiem własnego rewiru).
Nowych rewirów jest niewiele w ciągu
7 ostatnich lat utworzono zaledwie cztery. Rozrastają się za to istniejące kancelarie w dużych miastach jednego komornika obsługuje kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt osób. Nie jesteśmy przeciwni tworzeniu nowych rewirów, chodzi tylko o to, by istniejące kancelarie mogły na siebie zarobić zapewnia Iwona Karpiuk-Suchecka, prezes Krajowej Rady Komorniczej. Większość nie ma z tym większych problemów.
Opłata za czynności egzekucyjne wynosi 15 proc. od ściągniętego długu. Komornik pobiera ją od dłużnika nawet wówczas, gdy ten od razu dobrowolnie zwróci należność. Dłużnik pokrywa również koszty poniesione przez komornika w czasie egzekucji: wynagrodzenia biegłych, koszty ogłoszeń, opłaty pocztowe i bankowe.
Komornicy niechętnie mówią o swych zarobkach. Jedyne dane, na podstawie których można próbować je oszacować, to kwoty przekazywane co roku przez komorników wierzycielom. W 2002 r. było to ponad 2,6 mld zł. Jeśli komornicy pobierali od tej sumy obowiązującą opłatę zarabiali statystycznie po 56,2 tys. zł miesięcznie. Wyliczenia te nie uwzględniają jednak opłat, na których komornicy zarabiają drugie tyle: z egzekucji nieruchomości (bo pieniądze z nich są przekazywane sądom, a nie wierzycielom), nie ujmuje także spraw, w których pieniędzy z egzekucji starczyło tylko na pokrycie kosztów komorniczych (więc również nie przekazano nic wierzycielom) oraz opłat za przeprowadzenie eksmisji. W tym ostatnim przypadku komornicy pobierają stałą taksę obecnie 710 zł od każdej izby.
W ostatnich latach największe zyski przynosi komornikom egzekucja długów służby zdrowia. W 2002 r. w samym województwie dolnośląskim komornicy pobrali od placówek zdrowotnych kilkanaście milionów złotych opłat. Ich działalność zazwyczaj ograniczała się do powiadomienia o egzekucji i zajęcia konta. Według lokalnych mediów na długach ściągniętych ze Szpitala Kolejowego we Wrocławiu w ubiegłym roku komornicy zarobili 3 mln zł. Publiczny Szpital Kliniczny nr 1 we Wrocławiu tylko jednemu z dziewięciu blokujących jego konta komorników zapłacił 800 tys. zł, a komornik blokujący konta Szpitala im. Rydygiera zarobił 400 tys. zł. W innych województwach jest podobnie. W całym kraju służba zdrowia zadłużona jest na miliardy złotych. Komornikom nie grozi więc w najbliższych latach bankructwo.
Ale i tak czują się poszkodowani finansowo: Komornik rozpoczynając egzekucję za wszystko płaci z własnej kieszeni. Korespondencja, telefony, uzyskanie informacji o majątku dłużnika w banku czy ZUS to wszystko kosztuje. Jeśli egzekucja okaże się bezskuteczna, nikt mu tego nie zwróci przekonuje Iwona Karpiuk-Suchecka.
Krajowa Rada Komornicza lobbuje więc w parlamencie za wprowadzeniem zaliczki w wysokości 3 proc. długu, którą wierzyciel wpłacałby komornikowi składając do niego wniosek o egzekucję. Rada chciałaby również podniesienia opłaty za czynności komornicze do 17 proc. długu.
Wprowadzeniu proponowanych przez nią zmian sprzeciwiają się jednak przedsiębiorcy. Opłata pozwoli komornikom utrzymywać kancelarie z samych zaliczek, bez podejmowania jakichkolwiek czynności. Przy dochodzeniu małych kwot mogą zacząć pozorować działania przewiduje Wojciech Błaszczyk, wiceprezydent Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych. Dziś ich skuteczność wynosi 30 proc.
Bywają jednak egzekucje, podczas których komornicy wykazują się podejrzaną gorliwością.
Egzekucja na śmierć
Wielki Czwartek 2002 r. małżeństwo Wieczorków i ich córka Basia zapamiętają na całe życie. Tego dnia po raz pierwszy pojawił się u nich z nakazem egzekucji 1,4 tys. zł Dariusz F. asesor komornika rewiru I przy Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy. Człowiek, który sprawił, że z właścicieli dużego sklepu i supermarketu, mieszkania i kilku samochodów stali się nędzarzami.
Wieczorkowie mieli dwa kredyty w bankach: 3,3 mln zł inwestycyjnego w Kredyt Banku na budowę marketu i 55 tys. kredytu obrotowego w LG Petrobank na zakup towarów do mniejszego sklepu. Oba interesy szły świetnie. Miesięczne obroty samego marketu, usytuowanego na jednym z najbogatszych osiedli Bydgoszczy, sięgały miliona złotych. Mimo to Wieczorkowie nie mogli dostać na market kredytu obrotowego. Spóźniali się z płaceniem dostawcom. Kilku z nich skierowało do komornika wnioski o egzekucję długów. Właśnie w związku z jednym z nich przyszedł w Wielki Czwartek do marketu Wieczorków asesor Dariusz F.
Chcieliśmy mu zapłacić, ale powiedział, że skoro przyszedł, musi coś zająć. Zabrał trzy kontenery mięsa łącznie za 1,6 tys. zł. Wycenił je na 100 zł. Pomyślałem: przyszedł zaopatrzyć się na święta wspomina Jerzy Wieczorek, któremu dopiero potem prawnicy powiedzieli, że komornik nie może dokonywać zajęć, jeśli proponuje mu się zwrot pieniędzy. Zacząłem protestować, a on mi mówi na to: Ty Wieczorek siedź cicho, ja was i tak załatwię, bo mam w drodze bankowy tytuł egzekucyjny na was.
Tytuł rzeczywiście był. Wystawiony przez LG Petrobank, do którego dotarły już wieści o toczącej się wobec Wieczorków egzekucji.
Wkrótce potem u Wieczorków znowu pojawił się Dariusz F. Najpierw wpadł z gromadą 10 ludzi do mniejszego sklepu. Wyłączyli system komputerowy, wagi. Nie można było kontrolować, ile czego zabierają. Część towaru wrzucali do worków prosto z półek, bez liczenia, spisywania. Następnego dnia przyjechał do marketu. Próżno tłumaczyliśmy mu, że wszystko w nim jest objęte zastawem Kredyt Banku. Protokół zajęcia setek towarów spisał na 5 kartkach. Zapisywał: papierosy krótkie, papierosy długie i ilość nieważne, Popularne czy Marlboro; czekolada duża, czekolada mała mniejsza o to, czy polska za złotówkę, czy Lindta za kilkanaście złotych mówi Wieczorek. Zgodnie z prawem komornik powinien opisywać każdy towar i jeśli nie jest on wyceniany przez biegłego zapisywać cenę z faktur. Asesor wyceniał sam. Wózki sklepowe, które Wieczorkowie kupowali po 500 zł na 35 zł, wagę elektroniczną wartą 6 tys. zł na 250 zł, papierosy po złotówce za paczkę. Według obliczeń Wieczorków z obu sklepów wywiózł towar i wyposażenie warte blisko 600 tys. zł. Wycenił wszystko na 55 tys. zł. Wówczas Wieczorkowie nie wiedzieli jeszcze, że zgodnie z prawem asesor może prowadzić egzekucje tylko do 20-krotności średniego wynagrodzenia w sferze budżetowej wówczas było to ok. 40 tys. zł.
Wieczorkowie, bez szans na spłatę drugiego kredytu i dostawców, ogłosili upadłość. Interes był zarejestrowany na osobę fizyczną, więc syndyk zajął cały ich majątek. Mieli nadzieję, że wszystko uda się jeszcze odkręcić upadłość zatrzyma egzekucję, komornik odda, co zabrał, oni jakoś ułożą się z wierzycielami. Stało się inaczej.
Uciekające licytacje
Zajęty przez komornika majątek sprzedawany jest na licytacji. Jej termin i miejsce powinny zostać podane do publicznej wiadomości. W przypadku ruchomości i nieruchomości o wartości poniżej 50 tys. zł na sądowej tablicy ogłoszeń, w przypadku nieruchomości, których wartość przekracza 50 tys. zł w lokalnej prasie.
Tego, ile czasu ogłoszenia wiszą na sądowych tablicach, nikt nie kontroluje. Czasami trwa to 510 minut. W każdym sądzie jest kilka tablic, a ogłoszeń tak dużo, że i tak nikt się nie połapie mówi J., były komornik (rzucił egzekucje, bo nie mógł wytrzymać związanego z nimi stresu).
Dodajmy: nikt niewtajemniczony. Bo przy każdym sądzie jest grupa ludzi, którzy żyją z wtórnego obrotu towarami z licytacji. Wielu komorników ma swoich stałych odbiorców. Wystawiają im największe okazje. Andrzej Ciemnoczołowski, komornik rewiru II w Słupsku, sławny na całą Polskę m.in. ze sprzedaży całego majątku pewnej słupskiej rodziny za 32 zł, organizował licytacje, na które wstęp miały tylko wtajemniczone osoby. Niewtajemniczonym wstępu bronili wynajęci przez komornika ochroniarze. Inni komornicy stosują bardziej wyrafinowane metody. Jedną z nich jest uciekająca licytacja. Gdy ktoś niewtajemniczony dopytuje się o jej termin, komornik mówi, została przełożona. Gdy przychodzi następnym razem informuje go, że niestety licytacja już się odbyła. Ten zabieg stosowało wielu moich byłych kolegów zdradza J.
Uciekające licytacje demaskują najczęściej licytowani dłużnicy. Tak też było w przypadku Wieczorków. W dniu, w którym miały zostać sprzedane towary zajęte w ich sklepach, pracownik Wieczorków doręczył komornikowi zawiadomienie o ogłoszeniu upadłości. Komornik powinien wówczas wstrzymać licytację. Oświadczył jednak, że już się odbyła i towary zostały sprzedane zgodnie z wyceną. Pracownik Wieczorków, który czuwał we wskazanym w ogłoszeniu miejscu od wczesnego rana, zaręcza, że żadnej licytacji nie było. Towary za blisko 600 tys. zł komuś jednak zostały sprzedane.
Dłużnicy często ukrywają majątek przed komornikami. Zdarza się, że komornik rekwiruje samochód, ale nie może odzyskać jego dokumentów, bo właściciel schował je w sobie tylko znanym miejscu. Odzyskanie papierów może zająć miesiące, a nawet lata. Tymczasem pojazd odstawiony przez komornika na parking powoli traci wartość. By uniknąć takiego scenariusza, przedmioty sprzedawane na licytacjach traktuje się, jakby były sprzedawane po raz pierwszy, czyli w języku prawniczym jako wolne od wad prawnych. Oznacza to, że komornik może sprzedać samochód dłużnika bez dowodu rejestracyjnego albo na przykład sprzęt grający bez faktur potwierdzających ich zakup.
Komornik Sądu Rejonowego w Słupcy Marek R. wykorzystywał tę możliwość dla realizacji własnych celów. ciślej mówiąc własnych i gangu złodziei tirów. Wystawiał fikcyjne dowody zajęcia ciężarówek za długi. W dokumentacji stwierdzał, że przejął od dłużnika pojazd bez dokumentów. Potem organizował fikcyjne licytacje, na których samochody kupowały podstawione osoby. Dokumenty wystawione przez Marka R. pozwalały im zarejestrować samochody w urzędzie. Zalegalizowane w ten sposób auta trafiały później do komisów.
Według policji gang ukradł około 180 ciężarówek wartych 45 mln zł. Marek R. został aresztowany w 1999 r. Prokuratura oskarżyła go o poświadczenie nieprawdy i nakłanianie do składania fałszywych zeznań. Sąd skazał go w 1999 r. na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata i zakazał mu wykonywania zawodu komornika na 2 lata. Od 1997 r. sądy orzekły taki zakaz tylko w dwóch przypadkach. Dwa lata jednak już minęły i komornik może wrócić do egzekucji.
Marek R. nie jest jedynym człowiekiem, który wpadł na taki pomysł. Gdy byłem komornikiem, co jakiś czas docierały do mnie słuchy, że ten czy ów zrobił podkładkę, czy jak mówili niektórzy uwolnił towar od wad. Ale za rękę nikt ich nie złapał zastrzega J.
Ruch w nieruchomościach
Największy biznes na egzekucjach robią jednak handlarze nieruchomości. Są one zawsze wyceniane znacznie poniżej swojej wartości, cena wywoławcza na pierwszej licytacji stanowi tylko trzy czwarte kwoty z wyceny, a na drugiej licytacji dwie trzecie tej kwoty. W efekcie czasami komornik sprzedaje nieruchomość za kilka procent jej wartości. Fabrykę Gerarda Knosowskiego z Piły, wartą ponad 20 mln zł, komornik sprzedał za 716 tys. zł.
Gerard Knosowski był właścicielem trzech przedsiębiorstw: zakładu obróbki drewna, zakładu produkującego wyroby z lastryka oraz pobudowanej z kredytów nowoczesnej fabryki materiałów budowlanych w Pile. Jak wiele zakładów w pierwszej połowie lat 90., tak i fabryka Knosowskiego z dnia na dzień straciła największych odbiorców, a wraz z nimi płynność finansową. Knosowski miał problemy ze spłatą kredytów. Prokuratura zarzuciła mu ich wyłudzenie. Trafił do aresztu. Po ponad roku sąd go uniewinnił i wypuścił na wolność.
Gdy ja siedziałem w areszcie, komornik plombował moje zakłady mówi Knosowski. Biegli wycenili fabrykę materiałów budowlanych na nieco ponad 960 tys. zł. Biznesmen złożył do sądu zażalenie na wycenę. Sąd nie odpowiadał. W międzyczasie, mimo że Knosowski ogłosił upadłość i jego firmy przejął syndyk, komornik wystawił fabrykę na sprzedaż. Kupił ją za 716 tys. zł biznesmen z Warszawy. Dzień po licytacji lokalne gazety pisały, że fabryką zainteresowany jest niemiecki koncern Henkel. W 1998 r. odkupił ją od warszawskiego biznesmena za 20,3 mln zł. Na Knosowskim ciąży wielomilionowy dług. Zamierza wystąpić do sądu o odszkodowanie za utracony majątek. Na razie nie może nawet podjąć pracy bo wynagrodzenie znowu zajęliby komornicy. Knosowski wstaje więc codziennie o piątej rano i pomaga żonie zamiatać ulice.
Teoretycznie sprzedaż nieruchomości zajętych przez komorników podlega nieco ostrzejszym rygorom niż sprzedaż ruchomości. Chodzi przecież niejednokrotnie o majątki warte miliony złotych. Zgodnie z prawem ich licytację komornik musi przeprowadzić w obecności sędziego, a pieniądze ze sprzedaży przekazać sądowi. Nie zawsze jednak tak się dzieje. Wrocławski komornik Henryk J. przeprowadził licytacje nieruchomości przejętych od kilku firm-bankrutów pod nieobecność sędziny, która miała nadzorować ich przebieg. Sędzia powiedziała mu, że nie ma czasu przychodzić na licytacje, bo dezorganizują jej pracę. Akceptowała tylko ich wyniki. Komornik zamiast przekazać sądowi pieniądze ze sprzedaży nieruchomości (ok. 370 tys. zł), zatrzymał je dla siebie. Oboje stanęli przed obliczem wymiaru sprawiedliwości.
W nawale obowiązków (w ostatnim półroczu każda kancelaria komornicza przyjęła średnio 1,2 tys. wniosków o egzekucję, ale są i takie, które rocznie załatwiają 45 tys. spraw) komornicy niemają czasu na doglądanie każdej z osobna licytacji. Nikogo nie dziwią wypadki przy pracy, jak ten, który przytrafił się komornikowi B. z Częstochowy.
Komornik sprzedał luksusową posiadłość z domkiem letniskowym i jeziorkiem w Blachowni pod Częstochową za 18 tys. zł. Wycena dokonana przez biegłego opiewała na 24 tys. zł. Z pozoru więc wszystko było w porządku. Problem w tym, że wycena dotyczyła opustoszałej parceli porośniętej chwastem położonej w pobliżu sprzedanej nieruchomości. A luksusowa była warta w rzeczywistości wielokrotnie więcej. Komornik tłumaczył, że oparł się na dokumentacji biegłego, do której załączono zdjęcia niezabudowanej działki. Sędzia z sądu, któremu podlegał B., nie kryje dezaprobaty: Nawet jeśli to nieumyślnie popełniony błąd, to potwierdza on, że komornicy wykonują swoją pracę wyłącznie zza biurka, nie mając pojęcia o tym, co sprzedają. Dziwne wydaje się, że biegły, komornik ani sędzia nie zauważyli tego błędu.
Egzekutor i spółka
Z komornikiem warto dobrze żyć nie tylko dlatego, że można od niego kupić samochód czy mieszkanie po okazyjnej cenie, jest też on zleceniodawcą rozmaitych usług. Pracują dla niego biegli, firmy ochroniarskie, a nawet domy aukcyjne. Niestety, często współpraca ta odbywa się ze szkodą dla tego, kto za nią płaci czyli dłużnika.
Dariusz P., były prezes Krajowej Rady Komorników, prowadził egzekucję długów Huty Szczecin. Do oszacowania wartości jej majątku zatrudnił biegłych. Za wycenę przyznał im 344 tys. zł wynagrodzenia. Okazało się, że ich praca była warta nie więcej niż 15 tys. zł. P. nie zapomniał również o sobie: by podnieść sobie wynagrodzenie, zawyżał wpływy z egzekucji długów z huty, a gdy egzekwował kilka długów tego samego wierzyciela zamiast połączyć je w jedną sprawę, prowadził kilka oddzielnych i w każdej naliczał sobie koszty. W 2002 r. został oskarżony o przekroczenie uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej.
Zgodnie z prawem komornicy mogą podczas egzekucji korzystać z asysty policjantów. Przepisy określają szczegółowo, jaką stawkę komornik musi za to zapłacić policji. Komornicy wolą jednak często płacić za asystę firmom ochroniarskim. Koszty kilkuosobowej nieraz obstawy, którą komornik uzna za niezbędną, płaci oczywiście dłużnik. Co gorsza coraz częściej zdarzają się przypadki, że zostaje podczas egzekucji poturbowany przez opłaconych przez siebie ochroniarzy.
Od niedawna komornicy korzystają również z usług firm wyspecjalizowanych w organizowaniu i prowadzeniu licytacji. Jest fizycznie niemożliwe, żeby komornik zdołał sam zorganizować kilka tysięcy licytacji rocznie. Nic dziwnego, że część obowiązków przerzuca na tego rodzaju firmy mówi asesor w kancelarii jednego z warszawskich komorników. Dom Aukcyjny we Wrocławiu współpracuje z kancelariami komorniczymi sześciu rewirów z obszaru tego miasta. Na stronach internetowych Domu znajdują się ogłoszenia o licytacjach organizowanych przez komorników. Dom oferuje też organizację aukcji i składowanie towarów i pojazdów zajętych przez komorników. Oczywiście pobiera za te usługi opłaty, np. za opiekę nad samochodem wartym 50 tys. zł
120 zł stałej opłaty plus 30 zł za każdą dobę parkowania samochodu. Za wszystko zapłaci wierzyciel.
Najmocniejsze są jednak chyba układy między komornikami a adwokatami i radcami prawnymi. Przynoszą one bowiem obopólny pożytek: adwokaci i radcy decydują często o skierowaniu do komornika wniosku o egzekucję długów, dzięki czemu zarabiają komornicy, adwokaci i radcy zarabiają zaś na kosztach zasądzonych im przez sąd.
O tym, jak silne są to zależności, przekonał się niedawno Stanisław Kolmasiak z Częstochowy, właściciel firmy windykacyjnej Spekpol. Jego firma zaczęła ściągać zaległe należności czynszowe dla ródmiejskiej Spółdzielni Mieszkaniowej w Częstochowie. Wcześniej zadanie to należało do zatrudnionego w SM adwokata. Bez względu na to, czy dług wynosił kilkaset czy kilka tysięcy złotych kierował on pozwy do sądu i wnioski o egzekucję do komorników. Kolmasiak zaczął jednak dogadywać się z dłużnikami, podpisywać z nimi ugody, na mocy których mieli spłacać zadłużenia w ratach. Mimo że dłużnicy długi stopniowo spłacali, mecenas bojkotował podpisywane przez Kolmasiaka ugody i kierował w tych samych sprawach wnioski o egzekucję do komorników. Kolmasiak kilkakrotnie w imieniu spółdzielni, czyli wierzyciela, występował do komorników o zawieszenie egzekucji. Zawieszali, ale wcześniej zdążyli zawsze ściągnąć jakieś pieniądze. Przez wiele miesięcy nie przekazywali ich na konto spółdzielni (mimo że zgodnie z prawem powinni to zrobić w ciągu tygodnia od wyegzekwowania długu).
Windykatorowi odzyskiwanie długów szło coraz lepiej. Odzyskiwał nawet te, w których komornicy egzekucję uznali za bezskuteczną. Nawiązał współpracę z kolejnymi spółdzielniami mieszkaniowymi, zakładem wodociągów, przedsiębiorstwem ciepłowniczym. Komornikom i radcom prawnym tych instytucji nie bardzo się to podobało. W końcu znaleźli haka na Kolmasiaka: Do pani komornik z rewiru V trafił wniosek o egzekucję mojego długu 1,3 tys. zł. Przyznaję, miałem dług, ale kto go dzisiaj nie ma? Komornik rozesłała do wszystkich instytucji, z którymi współpracowałem i z którymi dopiero prowadziłem rozmowy, pisma z informacją, że wobec mnie toczy się postępowanie egzekucyjne bez podania kwoty. Zapytałem ją potem, dlaczego to zrobiła, a ona na to: Najlepiej będzie, jak pan wyjedzie i zostawi w spokoju to miasto relacjonuje windykator.
Część spółdzielni uznała, że windykator z długiem jest niewiarygodny i zrezygnowała z jego usług. Kolmasiak zastanawia się, czy nie przenieść interesu do innego miasta.
Niebezpieczne rewiry
Prowizyjny system wynagradzania komorników mobilizuje, ale i sprawia, że w swych działaniach uciekają się do różnych chwytów, dzięki którym ich prowizja (choć komornicy cierpną na dźwięk tego słowa, wolą sformułowanie: opłata stosunkowa) może wzrosnąć. Do najczęstszych grzechów popełnianych przez egzekutorów należy zawyżanie kosztów egzekucji, zajęcia elementów wyposażenia domowego niezbędnych dłużnikowi do życia, przedmiotów służących do jego pracy zarobkowej, rzeczy objętych zastawami bankowymi (mimo że zostali poinformowani o istniejącym zastawie). Bardzo często również komornicy wiedzeni chęcią zysku kontynuują postępowanie egzekucyjne mimo ogłoszonej upadłości. Komornik Urszula A. prowadziła w 2002 r. egzekucję w firmie budowlanej z Raciborza. Wierzytelność, którą miała ściągnąć, wynosiła
300 tys. zł. Gdy firma ogłosiła upadłość, A. kontynuowała egzekucję. Prokuratura stwierdziła, że robiła to celowo, by otrzymać większe wynagrodzenie. Komornik przyznała sobie 50 tys. zł. Podobnie było w przypadku Wieczorków i Knosowskiego.
Coraz częściej, by wyegzekwować dług, komornicy posuwają się do użycia przemocy. Głośny był przypadek poturbowania ciężarnej kobiety przez komornika Tadeusza B. z Bydgoszczy. Kobieta trafiła na oddział patologii ciąży. Jej dług wynosił 150 zł. Komornik zajął w mieszkaniu sprzęt o wartości 1 tys. zł. Inny komornik z tego miasta podczas egzekucji zastrzelił psa dłużników.
Powszechną praktyką stało się, że komornicy nie oddają wierzycielowi odzyskanego długu w ustawowym siedmiodniowym terminie. Komornik Tomasz Z. z Suwałk przetrzymywał pieniądze z egzekucji na swoim koncie nawet pół roku zakładał kilkumiesięczne lokaty, kupował bony skarbowe. Niedawno sprawą zajęła się Krajowa Rada Komornicza.
Z braku czasu komornicy zlecają często wykonanie czynności nieuprawnionym osobom. Komornik K. z Lublińca niedaleko Częstochowy pozwalał na przykład, by pracę za niego wykonywał znajomy były adwokat. Powiadomiona o sprawie prokuratura uznała, że K. złamał tajemnicę służbową.
Nietykalni
Nadzór nad działalnością komorników sprawują: prezesi sądów rejonowych, okręgowych i apelacyjnych, sądy rejonowe, Krajowa Rada Komornicza, rady izb komorniczych oraz minister sprawiedliwości. Każdy z tych podmiotów może skierować wniosek
o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec komornika do komisji dyscyplinarnej Krajowej Rady Komorniczej. W efekcie żaden nie ma nad prawidłowością pracy komorników pełnej kontroli. Ale i tak od 1997 r. do komisji dyscyplinarnej trafiła sprawa nieprawidłowości popełnianych przez co czwartego komornika. Co szósty został ukarany jakąś karą. Najrzadziej bo tylko 8 razy podejmowano decyzję o wydaleniu komornika ze służby. Rozstaliśmy się też z kilkoma osobami, które nie zostały odwołane w trybie dyscyplinarnym, ale sprawiliśmy, że same odeszły mówi Iwona Karpiuk-Suchecka z KRK.
Jedną z tych osób był Andrzej Ciemnoczołowski komornik rewiru II w Słupsku, który w momencie odejścia z zawodu miał chyba na swoim koncie wszystkie możliwe przewinienia komornicze. W końcu w ubiegłym roku na wniosek ministra sprawiedliwości KRK wszczęła przeciwko niemu postępowanie dyscyplinarne. Ciemnoczołowski nie czekając na jej decyzję sam zrezygnował z zawodu.
Odkąd pierwszy raz trafił na łamy prasy (w związku ze wspomnianą już egzekucją, w której wycenił cały dobytek słupskiego małżeństwa na 32 zł, każdy sprzęt: telewizor, lodówkę, segment wycenił po złotówce) do rozstania z egzekucją upłynęło 5 lat. W tym czasie poszkodowane przez niego zostały dziesiątki osób. A to dla odzyskania 100 zł chciał sprzedać zestaw kina domowego, dwa telewizory, wieżę stereo, telefon komórkowy warte w sumie 13 tys. zł, to znów zabrał samochód innemu człowiekowi niż powinien, innym razem wszczynał egzekucje bez sądowej klauzuli wykonalności lub eksmitował na bruk staruszków, nie zapewniając lokalu socjalnego, który przyznał im sąd.
Gdy Wieczorkowie złożyli do sądu skargę na czynności komornika, sąd zażądał wyjaśnienia: jakie właściwie czynności skarżą. Dostarczyli szczegółowe wyliczenie. Sąd uznał jednak, że nie czyni ono zadość prośbom sądu i odrzucił skargę. Odwołali się. Odpowiedź sąd przesłał na adres ich nieistniejącej firmy. Zanim się zorientowali, co się stało, upłynęły wszystkie terminy odwoławcze. Złożyli również zawiadomienie do prokuratury o przekroczeniu uprawnień przez funkcjonariusza publicznego, jakim jest asesor komorniczy, i użyciu przez niego gróźb karalnych. Prokuratura umorzyła dochodzenie i odpowiedziała Wieczorkom, że asesor funkcjonariuszem publicznym nie jest. Sąd Najwyższy, do którego trafiła sprawa, orzekł, że asesor pełniąc obowiązki zastępcy komornika lub prowadząc czynności zlecone przez komornika posiada status funkcjonariusza publicznego. Asesor został zwolniony.
Wieczorkowie zostali z kilkoma milionami długu. Żyją z renty pana Jerzego i dodatku socjalnego łącznie nieco ponad 500 zł. Dla ich firmy egzekucja zakończyła się śmiercią. Wierzą, że kiedyś nadejdzie jeszcze dla nich po Wielkim Czwartku prawdziwa Wielkanoc.