MPK kara
Napisane: Śr, 5 wrz 2007, 13:43
Jechałem z koleżanką autobusem. Wcześniej pakując się w pośpiechu zapomniałem wyjąć sieciówki i przełożyć jej do kurtki w której jechałem. Sieciówkę mam od pażdziernika do kwietnia ( wszystkie bileciki ). Uświadomiłem sobie, że zapomniałem sieciówki kiedy doszło do kontroli biletów. Wtedy pewna życzliwa osoba, dała mi swój bilet mając dwa bilety. Bilet był właściwy co podkreśla notatka kontrolera MPK, jednocześnie zostało zapisane, że bilet był przekazany.
Nie ma żadnego przepisu prawnego, który stanowi, że bilet jest nieważny jeśli skasuje go osoba niekorzystająca z niego - osoba która oddaje bilet. Podkreślam osoba od której dostałem ważny bilet miała takie dwa bilety. Nie była to osoba z Polski, skasowała za dużo biletów, której to grupka przyjaciół powiedziała, że może "uratować" drugiej osobie życie. Użyłem tutaj słowa uratować umyślnie ponieważ jako osoba studiująca w rodzinie bezrobotnej nie jest wstanie zapłacić kary. Pragnę nadmienić, iż powiadomiłem kontrolerów biletów o tym, że zadzwoniłem do swojego domu i sieciówkę będę miał dowiezioną za kilka minut. Kontroler był bardzo agresywny. Kiedy odmówiłem podpisania kary, on zadzwonił po policję i nie wiadomo dlaczego czekaliśmy aż przyjedzie radiowóz na pętlę, przy czym mogliśmy równie dobrze wysiąść z autobusu ( czego domagał się pan kierowca ), ale kontrolerowi chodziło o celowe przedłużenie postoju autobusu. W taki sposób nie dość, że nie unikąłbym kary to jeszcze miałbym naliczone większe koszta, co następuje w przypadku opóźnienia odjazdu autobusu. Wszyscy pasażerowie byli zdziwieni dlaczego nie można poczekać na radiowóż na przystanku. Kontrolerów było dwóch (ochroniarzy) - ja sam, dlatego też nie było nawet mowy o ucieczce. Na domiar złego, miałem z tym kontrolerem zatargi wcześniej w innych sytuacjach niezwiązanych z MPK. Z tego też powodu, kontroler chcąc pokazać swoją wyższośc obchodził się ze mną jak przestępcą, a nawet gorzej. Przeklinając, przezywając i szarpiąc chciał pokazać, że może zrobić ze mną co ze chce. Gdy przyjechała policja, sprawy nie można było wytłumaczyć ponieważ panowie policjanci utrzymywali, że nie leży to w ich gestii (Była wtedy już moja siostra z ważną sieciówką i dokumentami). Zanotowali tylko moje dane i odjechali. Haniebne jest to, że kontroler nie chciał ode mnie moich danych kiedy zaproponowałem mu, iż najpierw je podam, a później zadzwoni do mojego domu rodzinnego (z mojego telefonu), żeby to zweryfikować.
Czy jest to wystarczające by wygrać sprawe, czy lepiej jest zapłacić kare 400 zl i nie być obciążonym dodatkowymi kosztami procesowymi?
Nie ma żadnego przepisu prawnego, który stanowi, że bilet jest nieważny jeśli skasuje go osoba niekorzystająca z niego - osoba która oddaje bilet. Podkreślam osoba od której dostałem ważny bilet miała takie dwa bilety. Nie była to osoba z Polski, skasowała za dużo biletów, której to grupka przyjaciół powiedziała, że może "uratować" drugiej osobie życie. Użyłem tutaj słowa uratować umyślnie ponieważ jako osoba studiująca w rodzinie bezrobotnej nie jest wstanie zapłacić kary. Pragnę nadmienić, iż powiadomiłem kontrolerów biletów o tym, że zadzwoniłem do swojego domu i sieciówkę będę miał dowiezioną za kilka minut. Kontroler był bardzo agresywny. Kiedy odmówiłem podpisania kary, on zadzwonił po policję i nie wiadomo dlaczego czekaliśmy aż przyjedzie radiowóz na pętlę, przy czym mogliśmy równie dobrze wysiąść z autobusu ( czego domagał się pan kierowca ), ale kontrolerowi chodziło o celowe przedłużenie postoju autobusu. W taki sposób nie dość, że nie unikąłbym kary to jeszcze miałbym naliczone większe koszta, co następuje w przypadku opóźnienia odjazdu autobusu. Wszyscy pasażerowie byli zdziwieni dlaczego nie można poczekać na radiowóż na przystanku. Kontrolerów było dwóch (ochroniarzy) - ja sam, dlatego też nie było nawet mowy o ucieczce. Na domiar złego, miałem z tym kontrolerem zatargi wcześniej w innych sytuacjach niezwiązanych z MPK. Z tego też powodu, kontroler chcąc pokazać swoją wyższośc obchodził się ze mną jak przestępcą, a nawet gorzej. Przeklinając, przezywając i szarpiąc chciał pokazać, że może zrobić ze mną co ze chce. Gdy przyjechała policja, sprawy nie można było wytłumaczyć ponieważ panowie policjanci utrzymywali, że nie leży to w ich gestii (Była wtedy już moja siostra z ważną sieciówką i dokumentami). Zanotowali tylko moje dane i odjechali. Haniebne jest to, że kontroler nie chciał ode mnie moich danych kiedy zaproponowałem mu, iż najpierw je podam, a później zadzwoni do mojego domu rodzinnego (z mojego telefonu), żeby to zweryfikować.
Czy jest to wystarczające by wygrać sprawe, czy lepiej jest zapłacić kare 400 zl i nie być obciążonym dodatkowymi kosztami procesowymi?